» Blog » Niesamowita niekompetencja antagonistów
06-10-2008 12:50

Niesamowita niekompetencja antagonistów

W działach: Wolsung, Zrzędzenie | Odsłony: 10

Niesamowita niekompetencja antagonistów

Notka może być trochę nieskładna, bo zapomniałem o ^A^C i mi Polter zjadł jej pierwszą instancję i pisząc ją po raz drugi mogłem jakiś kawałek pominąć.

 

Wczoraj (6.10) w sposób dość niespodziewany zdarzyło nam się rozegrać jedną z sesji testowych Wolsunga, jednak nie o tym będzie notka (bo to ciiiii i w ogóle tajemnica), a o pewnym aspekcie wydarzeń z sesji. Dokładniej o antagonistach.

 

Przed sesją dla moich naprędce zgromadzonych graczy (w postaciach Garnka, Ithila i Alchemika) przygotowałem konfrontacje, w których ich postacie (odpowiednio pisarz powieści groszowych opisujący swoje przygody; elfi arystokrata-dekadent z Alfeimu; Tanzing Jones, ork-archeolog ze Wschodu) miały spotkać przygotowanych antagonistów i trochę się pomęczyć przed posunięciem opowieści o krok do przodu.

 

Konfrontacje przygotowałem cztery: społeczno-zręcznościową w której gracze starają się przekonać lub uciec przez Panami w Czerni, którzy z jakiś powodów chcą ich odwieść od wyjazdu do Winlandii; zręcznościowo-bojową, w której bandyci starają się wysadzić most po którym ma przejechać pociąg z bohaterami; otwartą (wszystkie chwyty dozwolone znaczy się) gdzie celem jest dotarcie do środka obozu bandytów z Ligii Wolnych Hrabstw; finałową sprawnościową konfrontację z ostatnią linią obrony Głównego Złego.

 

Do każdej z konfrontacji przygotowałem antagonistów, tak żeby gracze musieli się trochę namęczyć i zdecydowanie pogłówkować żeby ich pokonać (no poza konfrontacją trzecią, gdzie bandyci byli zwykłymi łebkami łatwymi do obejścia, oszukania i zabicia cicho przez graczy). Wszystko wyglądało porządnie, oczywiście tak zazwyczaj jest z planami przed spotkaniem z rzeczywistością.

 

 

W pierwszej konfrontacji Panowie w Czerni (z typu tych co mówią 'My się nie przedstawiamy') zatrzymują bohaterów i zaczynają zadawać im wnikliwe pytania, ci zaś kombinują jak tu udać że nie są poszukiwanymi osobami lub im czmychnąć. I na samym początku konfrontacji duża doza farta po stronie graczy powoduje, że Ithil eliminuje jednego z agentów, wmawiając mu, że widział poszukiwanych kawałek dalej. Drugi nie daje się tak łatwo spławić - potrzeba przejazdu dorożką, herbaty wypitej w kawiarni, próby poszczucia go kelnerem i paru innych rzeczy, ale co z tego, skoro każda jego próba sprawienia graczom kłopotów albo jest zwyczajnie nieefektywna, albo kończy się dramatyczną porażką?

Żenada, ale pocieszyłem się myślą, że najwyraźniej nawet Tajne Służby muszą zatrudniać stażystów i widać nie potraktowali naszych bohaterów poważnie.

 

Przy drugiej konfrontacji dziwne podejrzenie, że coś jest zdecydowanie nie tak się nasiliło. Bohaterowie podróżowali pociągiem, który źli bandycie chcieli wysadzić. Szybki spacer po dachach (oczywiście udany) i dwóch bohaterów znajduje się w parowozie, żeby przekonać maszynistę by przyspieszył. Naprzeciw nich staje palacz-dywersant wyciągając pistolet. Szykuje się już do przeprowadzenia konfrontacji, kiedy Garnek uaktywnia moc swojej postaci i przy pomocy fartownego rzutu (dla odmiany) przekonuje dywersanta, że są jego głęboko zakonspirowanymi towarzyszami. Naiwny idiota wysiada z pociągu przy wydatnej pomocy buta Caspara Swifta.

Wystawiony antagonista zostaje popisowo zdjęty jeszcze przed rozpoczęciem konfrontacji - to się dopiero nazywa niekompetencja.

Oczywiście w drugiej części pociągu nie jest lepiej - gburowaty sierżant mający zatrzymać wszelkich cywili zostaje błyskawicznie przekonany przez Lorda Griswalda i żołnierze jadący w pociągu dostrzegają niebezpieczeństwo. Chwilę później dywersanci są już martwi, zanim jeszcze skończyli montować dynamit i pociąg przejeżdża bezpiecznie.

 

Za pierwszym razem wtopa, za drugim razem wtopa, trzecia konfrontacja z założenia miała być prosta, więc się niespecjalnie przejąłem, kiedy Tanzing błyskawicznie rozciął bandytę kataną, Lord Griswald przekonał swojego oponenta, że jest geniuszem zbrodni współpracującym z jego szefem, zaś Caspar Swift udał jednego z bandytów. Przyszła pora na konwersację z Głównym Złym, podstępnym złodziejem snów z LWH oraz jego przybocznymi - anonimowym wotańskim przemysłowcem i tajemniczym rewolwerowcem. Podczas konwersacji oczywiście zły próbował przekonać bohaterów, przekupić ich i zniechęcić, po czym przeszedł do poważniejszych argumentów.

 

Wypuściłem na graczy behemota zwiadowczego. Potężna wotańska maszyna z czasów wojny, uzbrojona w karabiny maszynowe i zdolna ich zdeptać. Z pancerzem odporny na każdą broń którą mieli ze sobą. Tutaj mieli się nielicho namęczyć, zwłaszcza że udało mi się podczas sesji zgromadzić do finału parę atutów dla antagonisty. Przed konfrontacją szacowałem, że są równe szanse, że zanim pokonają behemota to uda mu się potarmosić poważnie jednego lub dwóch bohaterów.

Tanzing i Caspar zaczęli się wspinać do kabiny, podczas gdy behemot chodził i starał się ich zrzucić. Lord Gwiswald zaś (po części z powodu alergii na żelazo, po części z uwagi że nie wypada się wspinać) skupiał uwagę wotańczyków bezczelnie pijąc herbatę i czytając gazetę.

 

I tu wszystko przestało iść tak jak powinno. Przez cztery kolejne rundy załoga behemota nie była w stanie uczynić żadnej krzywdy Lordowi Griswaldowi - tak kiepskich rzutów nie widziałem od dawna. Tanzing i Caspar trochę zostali poobijani, ale każda próba zmiażdżenia ich o skały hańbiąco zawodziła. Z kolei bohaterowi stabilnie odnosili sukcesy i w piątej rundzie wyglądało na to, że za 1-2 rundy behemot legnie zniszczony, zaś im nic poważnego nie będzie doskwierać.

Jeżeli do tej pory myślałem, że moi antagoniści zawodzą mnie na całej linii to się srogo myliłem. Otóż Garnek podczas walki wezwał sojusznika swojej postaci - indiańskiego wodza Charlesa Cztery Pióra, który nie popisywał się zbytnio. Postrzelał z łuku nieefektywnie (rundy 2-3), po czym spadł z konia (dramatyczna porażka w rundzie 4). W piątej rundzie Garnek zdecydował się na dość samobójczy atak Indianina na behemota. Poleciał indiański tomahawk, potoczyły się rzucone kości...i na sesji pełnej niesamowicie fartownych rzutów graczy Garnek miał oczywiście ekstremalnie fartowny rzut. Tomahawk trafił koło wizjera, odwrócił uwagę załogi i behemot rozbił się o skały.

 

Mój Boss został zdjęty nie przez graczy, a przez sidekicka jednego z nich. Potężna wotańska maszyna wojenna nie potrafiła sobie poradzić z trzema przeciwnikami i została zniszczona przez indiańskiego miłośnika postaci wymyślonej przez postać gracza.

Oto szczyt żenującej niekompetencji antagonisty.

 

Oczywiście w finale było trochę mojej winy, raz zapomniałem o przerzucie (co nie zmieniłoby sytuacji jak sprawdziliśmy po sesji, ale sprawiłoby, że postać Garnka ledwie o włos wywinęła by się od ataku behemota), niemniej cała wina leży po stronie moich żenujących złoczyńców. Pocieszające jest to, że nawet pomimo ich skandalicznego występu (a może po części dzięki temu) sesja wyszła barwna, ciekawa i wszyscy się dobrze bawili.

 

 

Niemniej przed następną przygodą zdecydowanie zmieniam agencją pośrednictwa złoczyńców.

Komentarze


neishin
    Niezła notka
Ocena:
+2
I nie przesadzaj:D To rzuty były takie sobie, a nie antagoniści:D

To po prostu reklama Wolsunga, ale ciii, nic nie mówię:P
06-10-2008 16:05
markol
   
Ocena:
0
W jakiej mechanice była rozgrywana sesja. We własnej wolsunga, jeśli tak to czym się charakteryzuje?
06-10-2008 21:01
Siman
   
Ocena:
+1
Czy to na pewno nie jest wina mechaniki? W sensie, czy nie robi z graczy zbytnich przepaków i nie sprawia, ze przy dobrym wietrze gracz może tępym szpadlem trzymanym w jednej ręce kosić połowe stuosobowego oddziału doborowych antagonistów, podczas gdy drugą połowę skutecznie przekonywać, że jest paprotką w doniczce - ostateczną inkarnacją inkaskiego boga ognia?
06-10-2008 22:02
neishin
    cóż
Ocena:
+1
nie znam mechaniki, ale Szczur podkreśla, że w takich wypadkach gracze mieli niesamowitego farta w rzutach. To jest chyba norma we wszystkich systemach, że jak masz diablo zarąbisty rzut to cuda na kiju można wyczyniać.
07-10-2008 00:50
Garnek
    mechanika
Ocena:
+2
była wolsungowa w wersji beta, a jednym z celów sesji było skalibrowanie poziomu trudności wyzwań. Statystyka postanowiła jednak zrobić nam psikusa i dała wszystkie słabe rzuty NPCom a wszystkie dobre (i bardzo dobre) graczom :-)

Niemniej jednak zabawa była przednia.
07-10-2008 10:22
lucek
   
Ocena:
+4
A co to jest wolsung? Fajna notka! Chciałbym zagrać w tego wolsunga! Szczur, poprowadzisz kiedyś? ;]

l.
07-10-2008 15:57
Kot
    Ech
Ocena:
+1
Wooooooolsuuuuung!
08-10-2008 11:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.