» Blog » Nosferatu - Symfonia Grozy
03-10-2008 12:33

Nosferatu - Symfonia Grozy

W działach: Na inny temat, Recenzje | Odsłony: 26

Nosferatu - Symfonia Grozy

Wczoraj (czwartek 2.10) w Warszawie z okazji Dnia Jedności Niemiec dzięki uprzejmości kraju federalnego Brandenburgii mieliśmy okazję obejrzeć stanowiący podstawę kinowego horroru niemy film Friedricha Plumpe (znanego raczej jako F.W. Murnau) "Nosferatu" z 1922 roku. Odbiór filmu zyskał znacząco, dzięki możliwości obejrzenia go w pięknych wnętrzach Opery Narodowej, a co ważniejsze - dzięki wykonaniu w czasie trwania filmu przez muzyków orkiestry Teatru Wielkiego i Orkiestry Filmowej Babelsberg "Symfonii grozy" Hansa Erdmanna, muzyki napisanej specjalnie pod film.

 

Wszystko zaczęło się, jak to bywa z kwestiami związanymi z Wódą i e$em, dość niepozornie. W poniedziałkowy wieczór, podczas nasiadówy mającej na celu stworzenie postaci do testowej sesji Wolsunga, Wóda wyskoczył z kwestią "Idziemy w czwartek do opery?". Opera jak opera, dużo głośnego i niezrozumiałego śpiewu (przynajmniej tak słyszałem, w życiu nie byłem), niemniej nie odmówiłem. Dopiero po chwili się wyjaśniło, że mamy iść do opery na film - właśnie na wspomnianego wcześniej Nosferatu. Jako że żaden z nas (oprócz wymienionych wcześniej dwóch dżentelmenów i autora notki w nasiadówie uczestniczył również Piotr 'Ithil' Grygiel) całego filmu nigdy nie obejrzał uznaliśmy że warto. Zwłaszcza że cena, 25 złotych, zdecydowanie nie była wygórowana. Stwierdziliśmy że to może być ciekawe wydarzenie i że widzimy się w czwartek w strojach wieczorowych, jak wypada przyjść ubranym do opery.

 

Dobrze się stało, że Wóda dowiedział się o wydarzeniu wcześniej i kupił bilety z wyprzedzeniem, bo ku naszemu zdziwieniu opera pękała w szwach. Dzięki niemieckiej precyzji i rozmachowi w reklamie - włączenie z informacją na pierwszej stronie gazety, opera przeżyła prawdziwy najazd ludzi skuszonych na obejrzenie filmu, włączając paru VIPów. Tu tak na marginesie - rozumiem, że czasy się zmieniają, kultura podupada i takie tam. Rozumiem, że idąc do opery nie trzeba koniecznie zakładać garnituru i można przyjść w dzinsach (niezniszczonych) i czystej koszuli. Ale bez przesady - widok człowieka w jaskrawym, zielonym ortalionie w trzy paski wśród kulturalnie ubranych ludzi potrafi naprawdę człowieka zirytować. Podobnie siedzący przed nami typek w wymiętym podkoszulku ze świńskim tyłkiem.

 

Sam film był doskonały. Historia nie była może zbyt oryginalna, bo przecież to zapożyczenie z Drakuli Stokera, dodatkowo z zastosowanym okrojeniem pewnych wątków. Całość opowieści jest czytelnie podzielona na pięć aktów, różniących się często miejscem i nastrojem. Bardzo wyraźnie widać grę aktorską, specjalnie przesadną i z bardzo wyraźnym okazywaniem uczuć (nic dziwnego, w końcu film jest jednym ze szczytowych osiągnięć niemieckiego ekspresjonizmu), dopasowaną do medium - filmu niemego. O ile obecnie można nas to śmieszyć, o tyle należy docenić ile aktorom udało sie przekazać bez wypowiadania słowa.

Słowa (w postaci klasycznych plansz) występują dość rzadko - oprócz długich przemów narratora odnoszących się do opowieści i wampirów, kawałków z książki o wampirach i listu miłosnego, klasyczne konwersacje występują zaledwie kilka razy na rozdział. Używając słowa pisanego tylko wtedy kiedy jest to konieczne, w pozostałych zaś przypadkach posiłkując się grą aktorską, udało sie zachować tempo akcji. Co do samych plansz - niemiecki, pisany prostym gotykiem, nie wiem czemu, ale do opowieści grozy jest wprost idealny.

 

Przy okazji anegdotka, którą podzielił się z nami Wóda - Murnau przegrał proces sądowy z wdową po Stokerze i sąd nakazał zniszczenie wszystkich kopii filmu oraz wypłacenie odszkowania (z tego drugiego nota bene Murnau wywinął się ogłaszając bankructwo). Ponoć zachowała się tylko jedna oryginalna taśma, będąca w posiadaniu jakiegoś niemieckiego kolekcjonera. Więc fakt, że obecnie możemy obejrzeć Nosferatu zawdzięczamy ówczesnym piratom - kinom, które nielegalnie przegrały film na własne taśmy. I niech ktoś powie, że z piractwa nie ma korzyści ;)

 

Postacie ukazane w filmie zostały dobrze zrobione, są wyraziste i dobrze zagrane. Przykładem niech będzie kapitan statku transportującego Grafa Orloka, postać zdecydowanie dalszego planu, jednak dzięki cechom charakterystycznym (fajka oraz pokaźne bokobrody) i dwóm dobrze przygotowanym scenom ją ukazującym (moment kiedy kapitan schodzi do chorego marynarza i najpierw widać tylko dym jego fajki oraz jego koniec, jak przywiązuje się do steru) sprawiają, że łatwo zapada w pamięć.

Niesamowity jest Max Schreck jako Graf Orlok, tytułowy Nosferatu. Charakteryzacja (łysa głowa, włosy wokół oczu, pazury) oraz gra (powyginane ręce, dziwaczny chód i zachowanie) sprawiają, że zdecydowanie w ówczesnych czasach mógł być przerażający.

Ciekawym jest, że w filmie zagrało lekko ponad tuzin aktorów (plus trochę statystów w II i V akcie) i wystarczyło to do opowiedzenia opowieści.

 

Druga anegdotka - ponoć Max Schreck podczas kręcenia filmu starał się naśladować wampira, chodził tylko nocami i sypiał w dzień w trumnie. Powstały opowieści, jakoby taki aktor nigdy nie istniał, a pod tym pseudonimem (Schreck oznacza po niemiecku 'strach') ukrywał się inny ze znanych aktorów. Nakręcono nawet film o kulisach powstawania Nosferatu.

 

Przy okazji filmu mogliśmy wyraźnie zobaczyć, jak niegdysiejszy brak środków technicznych wymagał od kamerzystów i reżysera naprawdę dużych zdolności i wirtuozerii, zwłaszcza w stosunku do dzisiejszej tandety. Nigdy nie myślałem, że w czarno-białym obrazie możliwa jest aż tak wyraźna gra kolorami - w Nosferatu widać ją choćby w momencie zgaszenia świecy i momentalnego przejścia z sepii do filtru niebieskiego. Ogółem użycie filtru niebieskiego do pokazania widzom, że jest noc, jak również zaokrąglanie brzegów (przypominające widzenie filmu przez lunetę) do pokazania, że obiekty są odległe są niesamowicie interesującymi zabiegami. Podobnie ma się z pokazaniem wyścigu przez użycie naprzemiennych scen z podróży Orloka i Huttera, czy gra cieni żeby pokazać przerażającego Nosferatu chwytającego ofiarę.

 

Najmocniejszym jednak elementem filmu okazała się muzyka. Doskonale skomponowana i idealnie dobrana do akcji filmu,wydatnie wzbogaciła jego odbiór, zwłaszcza w wykonaniu tak doskonałej orkiestry. Przy jej użyciu udało się pokazywać nastrój sceny, jak również stopniować napięcie i narastanie grozę. Doskonale pamiętam moment, gdy na filmie zatrzaskują się wrota zamku i dokładnie w tym momencie słychać głośny odgłos ich zatrzaskiwania się, odgłos którego się zupełnie w filmie niemym nie spodziewałem, a który zrealizowano przy pomocy bębna (chyba).

 

 

W chwili obecnej widza mogą śmieszyć patetyczne teksty, przerysowana gra aktorska, naiwny scenariusz, dziwne efekty specjalne (jak choćby śmierć Orloka wyglądająca na atak serca, po którym znika) czy użyte rekwizyty (niezapomniana hiena, grająca diabelskiego wilka/wilkołaka), niemniej nie zmienia to faktu, że jest to naprawdę porządny film.

I każdemu kto ma okazję polecam obejrzeć go razem z akompaniamentem muzycznym - zdecydowanie warto.

Komentarze


Ysabell
   
Ocena:
0
No co Ty, Szczurze...? Przecież wszyscy wiedzą, że Max Schreck nie był żadnym zwykłym aktorem, tylko prawdziwym wampirem... :)

Fajna notka, bardzo si ją przyjemnie czytało.

A jak już jesteś po "Nosferatu...", to szczerze polecam "Cień wampira", czyli właśnie ten "film o kulisach powstawania Nosferatu", o którym wspomniałeś. Bardzo sympatyczna rzecz.
03-10-2008 14:57
644

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Ja jakis czas temu widzialem Nosferatu, wlasnie z muzyka - niesamowite przezycie. Fakt, troche traci myszka, ale film wbija w glebe.
04-10-2008 21:39
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"W chwili obecnej widza mogą śmieszyć patetyczne teksty, przerysowana gra aktorska, naiwny scenariusz, dziwne efekty specjalne..."

No tak, pokolenie tęczowych starwarsów I-III to może i śmieszy :)
05-10-2008 20:58
Szczur
   
Ocena:
0
@Ys - cicho, bo się wyda i Mistrz nie będzie zadowolony ;)
Cień Wampira planuje obejrzeć, podobnie jak kolejne filmy o Drakuli.

@Ramel - no ja się cieszę, że w końcu mi się to udało. Szkoda tylko, że tak rzadko dają filmy nieme z muzyką i trzeba się strasznie namęczyć, żeby taki namierzyć.

@anonim
Nie zaliczam się do pokolenia tęczowych starwarsów, niemniej patrzyłem na fabułę, efekty specjalne i grę aktorską ze zdecydowanym przymrużeniem oka.
06-10-2008 11:18

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.