Constar 2007
W działach: Zrzędzenie, Konwenty | Odsłony: 3Nie tam dawno skończył się Constar, konwent w mojej opinii dość przeciętny, ale za to całkiem porządne miejsce noclegowe w Krakowie, żeby spotkać znajomych.
I aż do wczoraj wydawało mi się, że nie był taki zły.
No bo przecież wypatrzyłem parę interesujących punktów programu,a w sumie nawet zrzęda Shark poszedł na jakieś punkty, więc nie mogło być tak źle. Nic wybitnego w moim odczuciu, ale nie jakaś tragedia.
Towarzystwo było, znajomi z poza Krakowa dopisywali tłumnie, znajomych z Krakowa w większości przypadków trzeba było łapać telefonicznie i spotykać się z nimi poza konwentem, bo przecież krakówek na konwenty nie chodzi.
Organizatorzy, mimo że wepchali LARPa na piątek, przez co podróżowaliśmy z maksymalną prędkością samochodu by spóźnić się tylko o półtory godziny, nie wywiesili plakatów mimo prośby i zapewnili tragiczne identy, to dołóżyli oprócz tego starań, żeby nam pomóc - dostaliśmy stoliki, krzesła, dużo miejsca (aż za dużo, ale to nie problem), przedłużacze żeby mieć gdzie głośniki podłączyć, no i załatwili nam Jengę. Trudno mi podczas trwania konwentu na ich działalność narzekać.
LARP wypalił, mimo paru zgrzytów spowodowanych spóźnienim, limitową przestrzenia bagażową Łady, moim niewyspaniem i nieprzygotowaniem części graczy, zdecydowana większość uczestników bawiła się dobrze na LARPie. Co było również dużą zasługą lucka (wprowadzenie w świat jak jechaliśmy samochodem), Anathemy (przyniesienie strojów dla kilku osób z domu) i Fungusa (pełnienie roli technicznego od magii), którym chciałbym bardzo podziękować. No i całkiem fajnych graczy, paru udało się mnie całkowicie zaskoczyć pomysłami. Na uczestników konwentu też za bardzo narzekać nie mogę.
Z miejscem do spania i grania też nie było źle. Udało nam się zaanektować salę gimnastyczną, gdzie jeszcze pierwszego dnia (zanim ogłoszono, że jest sypialną), przekimaliśmy my oraz kilku uczestników spoza Krakowa. A potem przyszło więcej osób, ale cały czas miejsca było pod dostatkiem.
Nie mówiąć o dobrych warunkach - prąd, muzyka, gorąca woda, herbata, stoliki do grania, Jenga i MagBlast. Farszafka jednak umie się urządzić.
Pić również było gdzie. Większość tego mnie ominęła z racji posiadania samochodu i powrotu wcześnie w poniedziałek, ale jednak w sobotę i niedzielę udało mi się zwiedzić parę przyjemnych lokali i przy piwie i jedzeniu porozmawiać ze znajomymi.
W dodatku niedaleko była knajpa i pizzeria (choć od tej pory nigdy w życiu w Fabryce Pizzy nic już nie zjem, łamiąc tradycję z krakowskich konwentów), więc jeśli ktoś był leniwy, to truptać za długo nie musiał. Tutaj też bym nie narzekał. No i nikt nie ubrudził nikomu z moich znajomych śpiworu.
Games Room był średnio zaopatrzony i nie chcieli wypożyczyć gier poza pokój, przez co granie w przyjemniejszej atmosferze i bez hałasu nas ominęło. Niemniej parę przyjemnych partyjek w Wilki i Owce oraz Arkham Horror tam rozegrałem. No i były konsole, oblegane i z bluźnierczym Guitar Hero 2. Dlatego nie pograłem sobie w hit roku, czyli piniaty. Choć ludzie, którzy mieli za dużo wolnego czasu, widziałem, że bawili się świetnie.
Z domciu zabrałem MagBlasta, który jest IMHO najlepszą grą na kownenty, do tego mieliśmy Jengę aż do poniedziałkowego poranka. Gdzieś są filmiki z niektórych ułożonych wież w sieci AFAIR ;)
Z samym graniem też było dość przyjemnie. Było miejsce, dość komfortowe i przez większość czasu nie używane. Na wskutek ostrej jazdy spowodowanej mrrroczną konwencją i mrrrocznych Arkham Horrorem, wpadliśmy na pomysł pulpowego serialu o mitach. W rezultacie w dość dużym składzie (7 osób) rozegraliśmy bardzo fajną sesję w trochę zmodyfikowanego PTA.
Mimo że to podłe indie (a w dodatku indie-indie a nie indie-mainstream) to nikt nas nie próbował wyklinać ani krzyżować. Pewnie uciekli słysząć muzykę z głośników.
Patrząc na powyższe wydawało mi się, że poza pewnymi zgrzytami był to dość porządny konwent i nie było trudno spokojnie i przyjemnie spędzić na nim czasu jeśli komuś się chciało.
Ale na szczęście dowiedziałem się, jak bardzo się myliłem.
Konwent był tragiczny, bezsprzecznie jest to jeden z najgorszych na jakich byłem, o czym uświadomiły mnie głupiego dopiero relację innych uczestników.
Po pierwsze - z winy organizatorów oraz uczestników konwentu Arioch czuł się na nim niemile widziany. Jako, że nietrudno mi sobie wyobrazić, że czołowy zniechęcacz ludzi do GNS i indie, jest gdzieś niemile widziany, zwłaszcza przy swoim poziomie wypowiedzi, jestem skłonny mu uwierzyć.
Co więcej on, i pewnie jego najnowszy follower również, czuli się prześladowani. Podli uczestnicy konwentu chodzili wokół, szykanowali ich za granie w indie i rzucali złowrogie spojrzenia. Wiem, że tak było, bo Fungus na blogu owego followera przyznał się do tego ostatniego.
Żałuje tylko, że mi nie udało się najwyraźniej poszykanować trochę Ariocha i jego jedynego słusznego stylu grania swoją obecnością i złowrogim spojrzeniem.
Niemniej z wnioskiem będącym tytułem jego notki na blogu jak najbardziej się zgadzam i liczę, że Arioch jednak postanowi się nie męczyć.
I sobie uświadomiłem, że też graliśmy w indie i nikt nie przyszedł nas złośliwie zrugać ani nawet szykanować. Nawet złośliwych spojrzeń się nie doczekaliśmy. To wszystko wina organizatorów!
Po drugie - Kastor z winy organizatorów konwentu i przebrzydłej akcji 100% bez będącej ich podłym spiskiem na jego osobę, nie mógł w Krakowie napić się swojego ulubionego piwa. Znaczy - nie mógł na konwencie. Znaczy - mógł w lokalu, ale nie chciało mu się poszukać. A nawet jakby chciało mu się poszukać, to na pewno byłoby bardzo drogie. I nie mógł pójść do sklepu i wypić w mieszkaniu jakiegoś krakowskiego znajomego.
Za to mógł się przeraźliwie ślinić na widok ludzi o mniej wyrafinowanych gustach (albo zdolnych zapłacić za wypicie ulubionego piwa w lokalu) pijących bezczelnie poza konwentem, w miejscach do tego przeznaczonych, swoje ulubione trunki.
No i słusznie doszedłem do wniosku, że z winy organizatorów ja też nie mogłem wypić swojego ulubionego holenderskiego piwa na konwencie. A w Krakowie w pubie na pewno go nie było, więc nawet nie szukałem. Bo jakbym przypadkiem znalazł, to głupio by było, bo przecież jadąć na konwent zakładam, że mogę wydać te kilkadziesiąt ziko w pubach. Dlatego dobrze że nie szukałem i mogę być uciśniony przez organizatorów.
Z powyższych, oraz innych, rozlicznych wad Constaru wyraźnie widać, że był to jeden z najgorszych konwentów w historii. Wydaje mi się, że główny winny - mroczny i bluźnierczy repek, powinien posypać sobie głowę popiołem i przeprosić uczestników.
A najlepiej zaprosić ich na ich ulubione piwo na następny Constar jako rekompensatę (moralną ma się rozumieć) za ich cierpienia i rozliczne prześladowania.
P.S. Przy okazji - również winą organizatorów Constaru jest fakt, że w Krakowie nie ma dobrych kebabów.
I że są przystanki podwójne.
P.S. 2
Zapomniałem jeszcze przy pisaniu o LARPie podziękować Zwierzowi, za zajęcie się muzyką do niego na co sami z Gerardem nie mieliśmy wystarczająco czasu.